Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna FORUM PRZENIESIONE!
nowy adres: http://exlibris.ifastnet.com
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tytoń - spojlery VII tomu

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna -> FanFiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cynamonka




Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:19, 11 Sty 2008    Temat postu: Tytoń - spojlery VII tomu

Autor: Cynamonka
Beta: Barty Crouch, kasia5k
Gatunek: miniaturka obyczajowa
Parring: RL/NT
Klasyfikacja: G
Ostrzeżenia: SPOJLER!

Poniższe powstało w ostatni dzień wakacji z powodu nadmiernego czytania poezji. I z powodu perfumów. No, mniejsza o to.
Serdecznie dziękuję Barty Crouch za zbetowanie, albowiem przeprawa z przecinkami ciężka jest. Zwłaszcza moimi. Podziękowania należą się również kasi5k za to malownicze wybebeszanie, które tak kocham.

A, i zapomniałam: są spojlery. Nieduże, ale są.

Miłego czytania.
Cyni


Tytoń

Drogą nieba od atłasu gładszą
zmierzch przejeżdża na siwym koniu.
Zbudzon lilie tytoniu
przeciągają się –
wstają
i patrzą.
Gdybym była tym białym tytoniem,
- kochałabym i Pełnię
i Kwadry,
i Nów,
drżałabym o zmroku pragnieniem
bez słów
i nie wiedziałabym o niem –
– A księżyc, choć kochany przez mnie
śmiertelnie,
nie mógłby zniknąć z nieba
na zawsze –
umyślnie –
abym płacząc i tęskniąc
czekała
daremnie,
aż on srebrzystym źródłem
zza chmury wytryśnie...



Specjalnie dzisiaj nie zaciągnęła zasłon. Chciała patrzeć, móc zapamiętać każdy nawet najdrobniejszy promyczek, każdą smugę i każdy odcień tego światła. Znała je przecież doskonale. Patrzyła na nie codziennie, jak przesączone przez lekkie, ciemnobordowe zasłonki wkrada się w tajemnicze zakamarki szafy, wyganiając z kryjówki nocne stworki, koszmarki i cienie. A cieni było wiele. Gdy była dzieckiem, często myślała, że za szafą mieszkają ludzie złożeni tylko z cienia. Delikatni, zwiewni i jedwabiści jak mrok. Utkani z urojeń śniących w domu ludzi. Gdy jako pięcioletnia dziewczynka leżała sama w łóżku, wyobrażała sobie, że nocne ludziki wychodzą z ich kryjówki, badają swoje miejsce pobytu długimi, szarymi paluchami, a wreszcie spostrzegają, że nie są same. Widzą JĄ. Podchodzą do niej, przyglądają się, gładzą po twarzy.

Często więc zostawiała zasłony tak jak były. Okno nie stanowiło przeszkody dla świateł ulicy, dla gwiazd i świetlistej tarczy księżyca.

Zmierzch przejeżdżał po niebie na swym siwym koniu. Siedziała dzisiaj na parapecie, obserwując wpełzającą leniwie na nieboskłon tarczę. Była Pełnia.
Światło miesiąca było jak zamknięta w szklanym pojemniku rtęć. Sączyło się mocno, stanowczo, odbijając się od każdej, nawet najmniej gładkiej powierzchni. Wypełniało pokój uwydatniając każdy szczegół, wyostrzając kontury, czyniąc ściany trupiobladymi. Na niebie nie było wtedy widać nic innego. Tylko to światło koloru rtęci. Nawet gwiazdy mu się poddawały, blaknąc nieznacznie i chowając, jakby były niegodne przebywania z nim w tym samym miejscu.

Przyglądała się kwitnącemu tytoniowi na swoim biurku. Kwiaty, choć zamknięte, wydawały się takie małe i delikatne, lekkie i nic nie znaczące. Nawet ich lekki róż wydawał się być koloru rtęci tej wyjątkowej nocy.

Para unosząca się znad kubka była srebrnoszara. Jak sierść wilka.

Bała się myśleć o tym, co teraz może dziać się z jej Wilkiem. Kochała ten piękny, krągły i dumny księżyc i jednocześnie go nienawidziła.
Nienawidziła, bo od niego zależny był Wilk. Kochała – bo kochała Wilka.

Kochała każdą kwadrę ich wspólnego kata. I Pełnię. I Nów. Ale najbardziej kochała zmierzch. Porę, w której wszystko mogłoby być tak, jak tego chciała. Mogłaby w nieskończoność czekać na światło księżyca w kolorze rtęci, drżeć z pragnienia, by znów ujrzeć swojego Wilka i jednocześnie cieszyć się, że zmierzch na siwym koniu nigdy nie odbierze jej szczęścia.

Odgarnęła z czoła kosmyk włosów i westchnęła. Księżyc kocha tytoń, ale ten nigdy nie otwiera dla niego swych płatków. Był dla niej jak Księżyc. Ona zaś była Tytoniem. Tytoniem, który wbrew swej naturze otwierał kwiaty właśnie na noc, by poddać się ledwo wyczuwalnej pieszczocie długich palców Księżyca. Tytoniem, który czekał na ten jedyny w swoim rodzaju dotyk, pełen miłości i oddania, pełen ufności i delikatności. Dotyk, jaki mógł dać mu tylko Księżyc.

Czekała na niego każdego miesiąca. Wiedziała, że Wilk nie zniknie którejś nocy, tak jak Księżyc. Kochała go śmiertelnie. Gdyby zniknął, umarłaby z tęsknoty.
Mówiła mu o tym tysiące razy. Tysiące. A on za każdym razem odpowiadał to samo.
Nie.

***

Od czasu, kiedy dostała od szefa polecenie, by patrolować Hogwart, cieszyła się, że zlecono to zadanie właśnie jej. Nie mogła zbyt często być na zebraniach Zakonu, przez co nie widywała Remusa. Widywanie Remusa było zawsze trudne, zawsze bolało tak samo, zawsze powodowało przyśpieszone bicie serca.

Powtarzał jej, że na pewno kiedyś spotka tego jedynego, znajdzie w życiu szczęście i wcale nie jest jej do tego potrzebny. Nie potrafił najwyraźniej zrozumieć, że to jego potrzebowała. Że chciała patrzeć w te piwne oczy i móc się przekonać, czy naprawdę przy źrenicach są zielone. Chciała poznać smak jego ust, móc dowiedzieć się, czy jego skóra jest gładka, czy nie. Chciała wiedzieć, jakie w dotyku są jego włosy i móc wdychać zapach orzechów laskowych, tuląc się do Wilka. Bo Remus pachniał orzechami. Dowiedziała się o tym kiedyś, gdy wpadła na niego wychodząc z pokoju, kiedy kwatera Zakonu znajdowała się przy Grimmauld Place.

Unikał jej na wszystkie sposoby. Nawet w Kwaterze. Unikał jej wzroku, jej obecności, unikał słów. Tak naprawdę unikał wszystkiego, co mógłby stracić, gdyby było jego.

A ona unikała wszystkiego, co wiązało się z Remusem. Spotkań w Kwaterze, Pokątnej.
Herbata w kubku już dawno wystygła, a milczenie jakie panowało w pokoju, między nią i Molly Weasley powoli stawało się nie do zniesienia.

- Tonks...
- Wiem, że nie powinnam się zadręczać.
- Nie to chciałam powiedzieć, kochanie – powiedziała Molly. – Chciałam powiedzieć, że zawsze jest jakieś wyjście.

W chwilę później w drzwiach stanął Albus Dumbledore i Harry. Uciekła. Nie miała w zwyczaju uciekać, ale ostatnio zdarzało się to coraz częściej

Zanim się aportowała, spojrzała na sierp księżyca, pytając w myślach, czego tak właściwie Remus się boi.

***

- Remus...
- Tonks, powtarzałem ci już tyle razy. Zasługujesz na kogoś więcej.
- Na brodę Merlina, Remus, czy ty nie rozumiesz, że ja nie chcę nikogo innego?! NIKOGO!
Kocham cię tak mocno, że mogłabym oszaleć! Zrozum, że mamy tylko to jedno życie i nic więcej. Nic nie trwa wiecznie!

Stał przy drzwiach. Jak zawsze, kiedy wreszcie odważyła się poruszyć ten temat.
Teraz patrzył na nią z dziwnym wyrazem w piwnym oczach.

- Właśnie, Tonks – wyszeptał tak cicho, że ledwo go zrozumiała. – Nic nie trwa wiecznie.

A potem wyszedł.

***

Nie widziała go od tego czasu ani razu. W ogóle.
Spotkanie z nim w skrzydle szpitalnym, po tym jak zakończyły się walki ze Śmierciożercami... Bronił się zawzięcie. Nawet nie chciał patrzeć jej w oczy. Ale chyba coś się zmieniło, po tym jak Minerwa wypomniała mu, że dyrektor bardzo by się cieszył z tej odrobiny miłości.
Może bał się właśnie tego szczęścia, tej miłości, która trafiła mu się praktycznie jak los na loterii?

Ale wiedziała, że niektórych ludzi trzeba uszczęśliwiać na siłę. Remus był jednym z nich.

***

- Wiesz, że wilki łączą się w pary na całe życie? – zapytała, gdy szli przez błonia, by wydostać się ze strefy antyteleportacyjnej.
Spojrzał oniemiały, najwyraźniej nic nie rozumiejąc.

- Wilki są najsilniejsze wtedy, gdy są w stadzie, gdy mają własną rodzinę. Samotny wilk jest bezbronny.

- Wilk potrafi się bronić nawet wtedy, gdy jest sam – stwierdził Remus, nawet na nią nie spoglądając.

- Nie przed ludźmi.

***

Była dla niego jak Tytoń, który uparcie zostawia nocą otwarte kwiaty, by mogły oddać się pieszczotom światła z rtęci. Księżyc opierał się bezlitośnie za każdym razem, gdy tylko mógł.
Każde przypadkowe spotkanie budziło to, co starał się ukryć. I choć Tytoń też coraz dłużej zostawiał kwiaty otwarte, Księżyc odwracał od nich swoje spojrzenie, bojąc się zniszczyć to, co było tak piękne.

Księżyc był tchórzem, a Tytoń nocą otwierał swe niewinne płatki, czekając.

Wilk unikał tego jak tylko mógł. Nie zasługiwała na życie z kimś takim. Była niewinna, delikatna, leciutka i taka... zwiewna. Jak kwiaty tytoniu, które boją się pieszczot słońca, żebrzą zaś o perlisty dotyk Księżyca.

Nie mógłby przecież... Nie mógłby skazać jej na życie z kimś takim jak on. Był niebezpieczny. Był...zwierzęciem, co przecież musiał otwarcie przyznać.

A dla niej był Sułtanem, zaklętym w srebrną tarczę księżyca.
Ona cię kocha! – syknął jakiś jadowity głosik w jego głowie.

Czy byłby w stanie dać jej szczęście, jakiego pragnęła? Czy ten niezdarny Księżyc byłby w stanie sprawić, że Tytoń nie zwiędnie? Czy byłby w stanie ofiarować jej swoje szczęście, zamiast tego, które kiedyś na pewno by zyskała?

Księżyc spoglądał przez okno na kwiaty Tytoniu, przeklinając los za to, że nigdy nie dał mu żadnego wyboru.

***

Pobrali się, bo przecież tak właśnie miało być. Przed przeznaczeniem nie można uciekać. Remus wielokrotnie pluł sobie potem w brodę za tę chwilę bezmyślności, ale przecież kochał ją do szaleństwa.

Kochał jej gładką, delikatną skórę, cienie pod rzęsami, gdy miała zamknięte oczy, promienie słońca na obojczyku, gdy leżała zaspana w łóżku, czekając, aż sam pofatyguje się po śniadanie. Zadarty nosek, oczy, do których koloru nigdy się nie przyzwyczajał, bo przecież każdego dnia mogły być inne.
I zapach. Coś jak mieszanka jaśminu z zapachem suszonego tytoniu.

Lubił przyglądać się jej o zmierzchu, bo wtedy jej oczy szarzały, a ona z uśmiechem przytulała się do niego, powtarzając, że to najpiękniejsza pora doby.
Nic nie mogło wtedy odebrać im ich szczęścia, czas przestawał istnieć i tylko przyśpieszony oddech był w stanie przypomnieć im o tym, że nie są zawieszeni w próżni.

Kwiaty tytoniu kwitły radośnie, skąpane w świetle księżyca.

*

Wiedziałabym na pewno,
że gdy się szczęście skończy, to się znowu zacznie,
choć się Skarb z seledynem zwinie w mgłę powiewną
lub go deszczowe sieci osnują niebacznie –
– i że po krótkiej chwili,
w wielkiej niebios sali,
siądzie sułtan Saladyn
– piękna pełnia w srebrze –
a ja, Tytoń mdlejący,
który w słońcu żebrze,
dla niego znów się stanę
z atłasu
i stali. –



Liczyła dni, podobnie tak jak on. Dni do i dni po. Skrupulatnie i dokładnie, niczym obserwatorzy gwiazd. Patrzyła na spadające z nieba smugi światła. Patrzyła, jak jej ukochany Księżyc znikał i jak pojawiał się co miesiąc. Tytoń na biurku przekwitł już jakiś czas temu.
Teraz zbliżał się nów.

Tęskniła za światłem swego Księżyca, by mogła znów poddawać się pieszczocie rtęciowego światła. Świat zasnuł deszcz i łzy. Tak bardzo się o niego bała.
Słała do nieba prośby, by Wilk wrócił do niej tak, jak Księżyc, który odradza się co miesiąc.

***

Zniknął. Powiedział, że chce porozmawiać z Harrym. Ale nie dała się na to nabrać. Przecież nikt nie wiedział, gdzie podziewa się młody Potter. Nikt nie widział go od miesięcy.
Był taki szczęśliwy, kiedy mu powiedziała, że jest w ciąży! Taki oszalały ze szczęścia, że jego oczy wydawały się bardziej zielone niż piwne. Zabrał ją do matki, chcąc być pewnym, że będzie bezpieczna, gdy będzie szukał Harry’ego.
Nie przypuszczała, że będzie w stanie tak po prostu ją zostawić!

Minęły już prawie trzy tygodnie od czasu, gdy widziała go po raz ostatni. Siedziała na parapecie w swoim pokoju i patrzyła na Księżyc, którego znów zaczęło przybywać. Cieniste stworzenia zza szafy umykały przed wszystkowiedzącym światłem, wszystkie szczegóły znów ujawniały się w blasku rtęci.

Para unosząca się znad herbaty miała kolor srebra.

***

Zmierzch zapadał za oknem. Była w kuchni, czekając na herbatę, gdy usłyszała szczęk klucza w zamku i skrzypienie otwieranych drzwi wejściowych.

– Remus!

Później nie było już nic innego, tylko jego miękkie usta, dotyk szorstkiej skóry, zapach laskowych orzechów, ciepłe dłonie i piwne oczy wpatrzone w jej własne, jakby przepraszały za wszystkie popełnione głupstwa.

*

W górze, trzymając cugle gwieździstej uprzęży,
Zmierzch przejeżdża
Na siwym koniu.
Księżyc patrzy w oczy
Tytoniu –
Tytoń patrzy
Wyprężony
W Księżyc.*



KONIEC

* Maria Pawlikowska - Jasnorzewska, „Październik”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seira




Dołączył: 19 Wrz 2007
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Opole

PostWysłany: Czw 3:39, 31 Sty 2008    Temat postu:

Kopia z Mirriel

Och.

Piękna miniaturka. Naprawdę, innego słowa tutaj użyć nie można.

Ten tekst jest pełen magi, każde słowo jest odpowiednio dobrane, tworząc piekną całość z resztą. Wpływ Księżyca na Tytoń i odwrotnie, upartość i tchórzostwo. Lekko różowe kwiaty Tytoniu, które chętne by się otworzyły w nocy, jednak tylko dla tego swojego wyjątkowego Księżyca, który podczas pełni lśni pełnym blaskiem.

Uwielbiam teksty, które oprócz akcji i romansu posiadają wręcz plastyczne motywy. Miniaturka ma bardzo wyważone uczucia, nie ma tu ani patosu ani niedostatku. Jak już mówiłam, wszystko ma swoje miejsce, wszystko jest ładnie skomponowane w otoczeniu jakże trafnego wiersza. To wszystko wygląda jak statecznie namalowany obraz nocny, w którym artysta zawarł samotność, szczęście na wyciągnięcie ręki i ból, w otoczeniu ciemności, która musi ustąpić światłu Księżyca w nowiu.

Możliwe, że nie jest to mój ulubiony parring, ale jak czytam takie teksty to zawsze utwierdzam się w przekonaniu, że z kobiet w fandomie, żadna nie pasuje do Remusa tak, jak Tonks.

Chylę tiary


Seira


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Seira dnia Czw 3:58, 31 Sty 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NoName
Administrator



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: NoWhere

PostWysłany: Nie 2:06, 03 Lut 2008    Temat postu:

Z przyczyn technicznych Forum EL zostaje przeniesione.

[link widoczny dla zalogowanych]

Wszystkie posty zostały już przeniesione, prosimy użytkowników o rejestrowanie się, aby można było przyporządkować posty do użytkownika Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin